fbpx

Pani ma relaks!

Jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia… I coś w tym jest 😉 Urządzając nasz pierwszy pokój dziecięcy znalazło się w nim mnóstwo przedmiotów, które okazały się totalnie niewygodne w użytkowaniu – jednym z nich był drewniany fotel bujany do karmienia 😛 Przy drugim było już trochę lepiej – fotel do karmienia był tapicerowany 😛 Jednak gdy zakończyliśmy mleczną drogę nadszedł czas na zmianę mebla, który głównie zaczął służyć jako trampolina do skoków na główkę do basenu z piłkami… Tutaj zaczyna się nasza historia z polską marką Bini – jeśli jesteście ciekawi dalszego ciągu zapraszamy do lektury naszego testingu!

To mi pasuje!

Nie jest tajemnicą, że większość naszych wyborów czy to ubrankowych czy pokojowych dokonujemy przez Internet – to nasze „naturalne środowisko”, ale także wygoda i oszczędność czasu. W pierwszej kolejności nasze siedziskowe poszukiwania zawęziliśmy do puf – dlaczego? O tym za chwilę. W tym przypadku mieliśmy swoje obawy ze względu na to, że mega rolę odgrywa jakość granulatu, którymi są wypełnione – a już nieraz zdarzyło nam się naciąć i kupić coś co w ogóle nie dopasowywało się kształtem do ciała, a po tygodniu padał „śnieg”… Tzw. ryzyko wkalkulowane 😉 Czym ujęła nas marka Bini? Przede wszystkim designem – to na pierwszy rzut oka! Sympatyczne, minimalistyczne pandy, które jednocześnie podobają się maluchom, ale i dobrze komponują się z otoczeniem – tak naprawdę niezależnie od kolorystyki pomieszczenia. A do tego oczywiście wykonaniem – uwaga chwila prawdy – test jakości czyli skok na pufę w wykonaniu Julii – efekty możecie zobaczyć na naszym IG w zapisanych relacjach 😉 Docelowo pufa miała stać się elementem pokoju Javiera – jednak koniec końców jest „dobrem ruchomym”…

Otwórz galerię
Mój Ci on!

No właśnie, bo jak to między rodzeństwem bywa: pewne dobra okazują się wspólne – i nie zawsze za obopólną zgodą 😉 Po rozpakowaniu z pudła pufa podbiła serca dwójki dzieciaków (mimo wielkiej Julkowej miłości do różu i pluszu). Wybraliśmy wersję, która z jednej strony ma naszywany duży pyszczek pandy, a z tyłu nadruk w małe mordki tego sympatycznego zwierzaka, a do tego czarny uchwyt, który jak się okazało funduje dzieciakom niezłą zabawę. To co uratowało poniekąd  walki dzieciaków to zamówienie Mini Bini, czyli poduszki na wzór dużej pufy. Podczas, gdy Julia urzęduje z dużym egzemplarzem bywa, że Javi zadowala się tym mniejszym. Jednak w chwilach rozejmu na spokojnie siedzą/leżą na nim we dwójkę. To uważamy za największy plus pufy – idealnie dopasowuje się do osoby/osób siedzących – dzieciaki bardzo szybko nauczyły się ugniatać ją pod swoje potrzeby. U nas dodatkowo pełni funkcję zabawki sensorycznej – zarówno odgłos wydawany przez szelest wypełnienia jak i sam dotyk jest przedmiotem niezliczonych obserwacji i badań.

Otwórz galerię
1, 2, 3… pierzesz Ty!

My tu gadu, gadu –  a kto się zajmie praniem tego cudownego siedziska, które w dużej mierze jest jasnobeżowe? No ja się zgłaszam na ochotnika – no dobra – nasza pralka 😉 Otóż pokrowiec można bez problemu zdjąć (pufa posiada wewnętrzny worek z wypełnieniem) i wyprać w 30 stopniach – i uwaga hit: Bini zrobiony jest z tzw. wykurczanej bawełny organicznej – co znaczy nie mniej ni więcej, że nie kurczy się w praniu. A ja już miałam wizję siebie upychającej worek z wypełnieniem do połowę mniejszego pokrowca (tak jak co pranie walczę z pokrowcem od basenu z piłkami :P)… A tu naprawdę miłe zaskoczenie! Fachowo nazywane jest to bawełną sanforyzowaną czyli niekurczącą się w praniu i nie zawierającą silikonu. Za bezpieczeństwem Biniaków (zarówno dla człowieka jak i środowiska) stoi również certyfikat OEKO-TEX. Wypełnienie jest styropianowe, a wewnętrzny worek, chroniący przed śnieżną inwazją, jest z poliestru. Pokrowiec zamykany jest na gruby, solidny zamek chowane w zaszewkę materiału, co sprawa, że nie jest tak szybko odnajdywany przez dziecięce rączki.

Otwórz galerię
Domowe kino i łódź ratunkowa

W naszym domu pufa spełnia kilka funkcji: bardzo często wykorzystujemy ją podczas kina domowego – szczególnie o 6 rano… Javi po wstaniu łapie za uchwyt i ciągnie pufę do salonu (tu warto zaznaczyć, że jest super lekka – 1,5 roczniak przemieszcza ją sam!), a potem stoi pod regałem emitując dźwięki wskazujące na to, żeby dać mu pilota 😛 Jedną z ulubionych zabaw dzieciaków to udawanie, że pufa to łódź ratunkowa i że nie mogą z niej zejść – i tak się kotłują na niej jakiś czas 😛 Czasem zdarza się też, że w akcie poświęcenia jedno dziecko holuje to drugie na pufie za wspominany już wcześniej uchwyt – bardzo żałujemy, ale tego nie udało nam się uwiecznić na zdjęciach – zbyt duża dynamika sytuacji 😉 Bini  to również miejsce relaksu w wersji statycznej – szczególnie ulubione przez Julkę. Javi z kolei kojarzy to miejsce z czytelnią książeczek, szczególnie w porze wieczornej.

Otwórz galerię
Padnij!

Taaak… Jak już dobrniemy do wieczora to pufa przechodzi we władanie matki – czyli warta przy łóżeczku aż młody nie uśnie. Najpierw zaczynamy od sesji lektur, potem przechodzimy do pozycji leżącej i śpiewania piosenek, w ostatnie fazie to już przytulanki i czekania aż sen zmorzy Javiego. Chyba nie muszę dodać, że często nie tylko on tam zasypia 😉 A potem następuje seria ćwiczeń na mięśnie brzucha czyli podnoszenie się z pufy z pozycji horyzontalnej z 12-kilowym dzieckiem na rękach… A potem znów można paść 😉 lub podebrać pufę do kina dla dorosłych!

A jeśli Wy chcecie wejść w posiadanie Waszego prywatnego Biniaka to koniecznie zajrzyjcie na ich stronę www.bini.co, ale zdradzimy Wam, że będziecie mogli je kupić również na naszych targach online, które już w dniach 5-6 września, oczywiście w specjalnych targowych cenach!

Otwórz galerię
instagram default popup image round
Follow Me
502k 100k 3 month ago
Share